Uśmiech!

Mało który właściciel zdaje sobie sprawę ze znaczenia psiego uśmiechu, a jest to sprawa najwyższej wagi. Korzystając z okazji, że walczę akuratnie z wirusem, postanowiłam umilić sobie czas spisywaniem wszystkiego, co nie jest mi obce w tym temacie. 


Ale po co to wszystko...

Skoro wilki nie myją zębów i są w stanie przez wiele lat się nimi posługiwać, to w czym problem?
Kluczową rolę odgrywa wilcza dieta pozbawiona zbóż. Prawdopodobnie w poście na temat BARF-a zawarłam taką ciekawą informację (a jeśli tego nie zrobiłam, to nawet lepiej, nie będę się dublować), że psy posiadają zdolność adaptacji pokarmowej i w efekcie spożywania gotowej paszy "mięsno-zbożowej", zaczynają wytwarzać w ślinie enzym odpowiedzialny za trawienie węglowodanów, alfa-amylazę. Wskutek tego zjawiska, na szkliwie osadza się biofilm (skupisko bakterii), który - jeśli nie rozpuszczany systematycznie przy pomocy odpowiedniego medium - w końcu mineralizuje się i tworzy kamień nazębny, którego nie da się usunąć na własną rękę. Dlatego tak ważne jest, żeby szczotkować psu zęby. Jednocześnie warto zredukować spożywanie do minimum źródeł glutenu,  a najlepiej wykluczyć je całkowicie z jadłospisu. To kompletnie nie jest psu potrzebne do szczęścia, zdrowia i długiego żywota. Oczywiście zaznaczam, że nie jestem antyglutenowym antyszczepionkowcem! Dla mnie gluten to podstawowe paliwo, ale moja fizjologia oraz upodobania smakowe troszkę jednak odbiegają od psich.

Skoro już udało mi się Was przekonać powyższym wstępem, zabieramy się do pracy.
Czym czyścić, a czym nie?

Na rynku istnieje pewna pasta, czy też mus do miejscowego nakładania. Główną substancją czynną tego specyfiku jest chlorheksydyna. To wspaniały wynalazek, który prezentuje szereg dobrodziejstw (działanie antyseptyczne, przeciwgrzybicze łagodzące) i jest zbawieniem dla wrażliwych, mocno krwawiących dziąseł. Stanowi również świetne remedium w przypadku zaawansowanej paradontozy. Niestety mankamentem jest to, że przy nieumiejętnym stosowaniu tejże pasty, wyrządzimy panu psu dużo więcej szkody, niż pożytku. Kiedy zauważyłam, że Goranowi zażółciły się pierwsze trzonowce, poruszyłam temat uzębienia przy okazji rutynowej wizyty w gabinecie weterynaryjnym. Dostałam wtedy Dentisept i stosowałam ją dość długo, ze 3-4 razy w tygodniu. Błyskawicznie zaobserwowałam, że jest jeszcze gorzej. No i zwielokrotniłam częstotliwość używania. To był cholerny błąd.  W tej chwili ząb jest do połowy brązowy i nie umiem sobie poradzić z nim domowymi sposobami. Dlaczego do tego doszło? Bakterie po pewnym czasie uodparniają się na działanie chlorheksydyny i tworzą kolonię, zatem pod żadnym pozorem nie wolno stosować jej zbyt długo. Z autopsji poleciłabym jednak systematyczne szczotkowanie klasyczną pastą do zębów, od samego początku, a jeśli już zdecydujemy się na coś z chlorheksydyną, lepiej używać tego maksymalnie ze dwa razy w tygodniu przez miesiąc i dać sobie spokój. Oczywiście alfą i omegą nie jestem, nie przypisuję sobie monopolu na rację.

Czym właściwie jest wyżej wspomniana, klasyczna pasta? Tak naprawdę każda, która ma delikatne właściwości ścierające i rozpuszczające płytkę nazębną. To wszystko. Nie ufałabym w stu procentach tzw. pastom "enzymatycznym" które rzekomo wystarczy nałożyć na zęby i zrobią za nas resztę roboty. Dr Jerzy Gawor, uznany na całym świecie specjalista z zakresu zwierzęcej stomatologii, u którego miałam ogromne szczęście leczyć Gorana, podkreślał, że czyszczenie zębów jest czynnością typowo mechaniczną. Musimy wprawić szczotkę w ruch (czy też gazik), a nie oczekiwać, że ząb magicznie umyje się sam.

Warto wiedzieć, że pastę do zębów możemy wykonać sami, ze składników, które nierzadko goszczą w polskich domach. Potrzebny będzie:

  • Węgiel aktywny (aktywowany)
  • Spirulina/algi morskie
  • Glinka kaolinowa
  • Cytryna
  • Olej roślinny

Nie ma tu żadnej skomplikowanej filozofii. Wszystko mieszamy, aczkolwiek uczulam, żeby węgiel  dokładnie rozdrobnić, czy nawet kupić od razu wersję kapsułkową. Zbyt duże, twarde kawałeczki węgla mogą wszak porysować szkliwo. Moździerz nie poradzi sobie wystarczająco dobrze.

Ilość składników odmierzam na oko, stosuję nie raz metodę prób i błędów, byle tylko udało mi się uzyskać odpowiednią, płynną konsystencję.

WAŻNE: Przy codziennym stosowaniu zalecam wyłączyć węgiel z listy składników. Ma silnie absorpcyjne działanie, więc wchłania zawarte w ślinie jony wapnia i fosforu istotne dla procesu remineralizacji szkliwa, który ciągle zachodzi w jamie ustnej/pysku.

Chrup, chrup i TRACH

Co z reguły robimy, kiedy złamie się nam ząb? Pędzimy do dentysty, prędzej czy później. Jak ukruszy się nam szkliwo, zazwyczaj też nie olewamy problemu, mimo że nie jest to jeszcze tak paląca sprawa, jak ubytek odsłaniający miazgę.

Ludzie, na pewno zdajecie sobie sprawę, że psie zęby niczym się od naszych nie różnią poza kształtem przystosowanym do rozrywania mięśni i miażdżenia kości. Chory ząb cierpi zawsze tak samo i wymaga odpowiedniej troski.

Ubytek szkliwa, nawet jeśli nie odsłania komory zębowej, jest stanem wymagającym interwencji. Przez kanaliki zębinowe dostają się bakterie, które mogą (choć nie muszą, ale lepiej dmuchać na zimne) doprowadzić do stanu zapalnego miazgi. W mniej drastycznych wizjach: psa ząb po prostu będzie bolał. Tak samo jak nas, w kontakcie z zimną lub ciepłą potrawą. Nawet przy bardzo ostrych stanach, nie otrzymamy od zwierzęcia feedbacku, jak się miewa. Obserwacja jest kluczem. Obserwacja i doskonała znajomość swojego chowańca. Nawet minimalne zmiany w zachowaniu mogą świadczyć o dyskomforcie. 

Opowiem Wam teraz naszą historię, chociaż nie obfituje ona w żadne zaskakujące zwroty akcji.  Nawet tego nie czytajcie, jeśli nie chcecie zmarnować cennych minut z życia. Moim celem jest uświadomienie czytelnika, jak dużo oferuje nam obecnie psia stomatologia.

Goran miał rok, gdy zaobserwowałam leciuteńko ukruszonego zęba. Gdyby nie precyzyjne szczotkowanie i ogromniaste kły, pewnie do dziś nie zdawałabym sobie sprawy, że pojawił się ten drobny ubyteczek. Zmartwiłam się rzecz jasna, bo co jak co, przyznać mi to trzeba - nie jestem normalna z wielu powodów, a w kwestii dbania o psi ząb, przewyższam poziom absurdu.
Modliłam się tylko, żeby kieł nie wyszczerbił się z biegiem czasu jeszcze bardziej. Wymodliłach, wyprosiłach. Na darmo. Stało się. No, to ruszyłam do krakowskiej kliniki na ulicy Chłopskiej.

Zdjęcia są własnością kliniki weterynaryjnej Arka, zostały udostępnione na moją prośbę.



Goran został poddany nieinwazyjnemu zabiegowi, który w każdej innej klinice byłby zapewne bardzo wyczerpujący i ryzykowny. Tutaj na całe szczęście zaserwowano mojemu mutantowi narkozę wziewną, po której miał tyle sił, co dziesięciu ogara :) Wracając do tematu: na samiusieńkim początku wykonano zdjęcie RTG, które uwidoczniło skalę zjawiska. Jak widzicie na pierwszym obrazku, ubytek okazał się na tyle mikroskopijny, że nie doszło jeszcze do obnażenia zębiny. Mimo wszystko w tym miejscu szkliwo było słabe i w przyszłości jak najbardziej mogłoby się to zdarzyć, więc wyraziłam zgodę na wypolerowanie kła. Na sam koniec zastosowano bonding. Tak, nie macie zwidów. Takie rzeczy u zwierząt domowych to dziś norma. Podobnie jak kiretaże, leczenie kanałowe, implanty oraz aparaty orto. W cenie zabiegu mieściło się jeszcze usunięcie kamienia i powiem Wam, że jak na tak ekskluzywną usługę, wykonaną przez tak doświadczony personel, cena była zaskakująco niska.

Zanim spotkam się z negatywnym odzewem, że męczę psa, serwuję niepotrzebną narkozę, czy co gorsza - robię to niby w celach upiększających, to już spieszę z odpowiedzią. Nigdy, przenigdy nie skorzystałabym z narkozy w kontekście odbiegającym od zdrowia. Biłam się z myślami bardzo długi czas, a w dniu zabiegu nie mogłam nawet nic wypić ze stresu. Ostatecznie doszłam do wniosku, że jeśli istniałby cień szansy, iż przyjdzie mi kiedyś tego zęba usuwać, czyli koniec końców i tak poddawać psa narkozie i narażać jeszcze na ogromny ból związany z gojeniem się zębodołu (zważcie, że korzeń jest około 2 razy dłuższy, niż sam ząb), to wybrałam po prostu mniejsze zło. Mogę Was ponadto zapewnić, że od tamtego czasu nie wydarzyły się już podobne zabiegi.

Dziękuję tym, którzy dobrnęli do mety!
My, Polacy, nie słyniemy z dbania o własne uzębienie, więc nie spodziewam się jakiejkolwiek zmiany po przeczytaniu tego posta. Ale super by było, jakbyście przynajmniej raz na miesiąc dokładnie skontrolowali stan psiej paszczy.


Brak komentarzy

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Obsługiwane przez usługę Blogger.