Pierwsza wieczerza


Goran nie skonsumował wczoraj żadnej z 12+ potraw, ale śmiało można rzec, że uczestniczył czynnie w swojej pierwszej wigilijnej wieczerzy. Nie będę tu opisywać, jak przebiegają święta z udziałem psa, bo raz: nikogo nie zainteresowałoby takie lanie wody, dwa: no przecież wiecie. Stres, gwar, hałas i wielkie zaślinione bydlątko, które zajmuje się mierzwieniem starannych fryzur, czy skubaniem "ozdup" choinkowych, będących przecież niezastąpionym łakociem w psiej diecie.

PIES

Pan ogar został obsypany prezentami, które skutecznie przekupią go na sesjach treningowych bądź dodadzą wdzięku na spacerach. Niestety próba zamrożenia w ruchu ośmiomiesięcznego podrostka z jakimkolwiek ciałem obcym na szyi, kończy się raz lepiej, raz gorzej. Książę nie przystał na publikację wizerunku.

Chociaż widać, że wzór paisley Goranowi kolorystycznie służy.

Apaszki nie zamówiłabym oczywiście nigdzie indziej, niż w OssoDiCane. Poprosiłam o pakunek prezentowy, ale nie spodziewałam się, że dostanę gratis taki oto potrójny przysmaczek. Serdeczne podziękowania.

Ciastki warte Nobla.


Będąc w świecie ciastek, od razu powiem słów kilka na temat chrupków Orijena. Za obydwie paczuszki zapłaciłam 60 złotych monet, stając się tym samym ubogim człowiekiem. To szaleństwo płacić tyle za zwykłą saszetkę ze smakołykami, ale już spieszę z wyjaśnieniami. Dajmy na to, smakołyki o rzekomym smaku i zapachu bananów za kilka złotyh (Bosch Fruitees na ten przykład), mają w składzie minimum 4% banana suszonego, trochę zbóż, trochę mięsa (nie jest podane, jakie to mięso). Na ile mogę zaufać Orijenowi? Nie wiem, bo nigdy do tej pory nie miałam z nim nic wspólnego, ale kiedy powąchałam zawartość opakowania, byłam w stanie uwierzyć, że skład faktycznie prezentuje się następująco: DZIK
W paczuszce mamy prawdziwego dzika. Mięso zostało poddane liofilizacji. Wysuszone po uprzednim zamrożeniu. Nie jestem specjalistą w sprawach żywienia, dlatego pewnie łatwiej mnie oszukać, ale mój szósty zmysł w tym wypadku milczał i dlatego kupiłam aż dwa opakowania na próbę: Wild Boar (100% dzika) oraz Tundra (przepiórka, pstrąg, wapiti).

CIASTKI NUMBER TWO prezentują się tak:


Można je skruszyć dwoma palcami, zbytnio się nie wysilając.



CZŁOWIEK


Pies dostał prezenty, które uszczęśliwiły jego człowieka. Człowiek dostał prezent, który ma szansę uszczęśliwić jego psa. Wspomniałam, że mam pewne braki (jak większość, powiedzmy sobie szczerze), jeśli chodzi o wiedzę związaną z odżywianiem psów. Nie stosuję BARFa, który być może jest jedyną słuszną drogą ku zachowaniu dobrej kondycji psiego ciała jak najdłużej. Szanuję każdego, kto umie się do niego zabrać. Ja się po prostu boję i znam siebie wystarczająco dobrze, że mogę założyć z góry wiele rzeczy. Na pewno popełniałabym na początku (i pewnie ten początek trwałby dłuuugo) masę błędów. Kto by na tym ucierpiał? Wiadomo, przecież nie ja. Podając psu suchą karmę, też wypada znać się na rzeczy i broń Boże nie zakładać, że: producenci są alfą i omegą, zatem trzeba na nich polegać. Jednemu dana marka może służyć, a na innego zadziała wyniszczająco. Ja eksperymentowałam bardzo długo, aż w końcu podałam chrupki, które spośród wszystkich testowanych zawierały najwięcej mięcha, co nie powinno być żadnym zaskoczeniem dla kogoś, kto choć minimalnie jest zainteresowany tematem. To jest bezdyskusyjne, że produktów pochodzenia zwierzęcego powinniśmy mieć w misce jak najwięcej. Tak, my ludzie też. No offence, vegans.
Goranowi bardzo przypadł do gustu łosoś. Niestety ze zdrowym, dzikim łososiem nie ma zbyt wiele wspólnego. TUTAJ można dostrzec garść różnic pomiędzy tym, co najprawdopodobniej ląduje w psiej karmie (i nie tylko, bo w każdym europejskim markecie też), a mięsem z łososia złowionego w naturalnym środowisku. Gdyby nie fakt, że widziałam psy od lat spożywające łososiowe chrupki, nie ryzykowałabym i dalej szukała złotego środka.

Wymarzyłam i wyprosiłam podręcznik przeznaczony dla lekarzy/studentów weterynarii. Może troszkę porwałam się z motyką na słońce. Pewne sformułowania nie są jasne dla humana, który zdawał historię. Mimo wszystko czyta mi się bardzo dobrze i z przyjemnością chłonę nieznane mi dotąd fakty. To nie jedna z tych skarbnic wiedzy, z której dowiemy się, że czekolada psu szkodzi, bo tak. Tu opisana jest z dbałością o każdy detal cała fizjologia trawienia, funkcje poszczególnych hormonów i wiele więcej. Raj dla biolchemów i o dziwo dla mnie też. Myślę, że w przyszłości poświęcę jej osobny post oraz dam Wam znać, czy taka książka jest zjadliwa dla "zwykłego" człowieka.


Znalazłam pod choinką także ciuszek dla ogarzej damy. Zdecydowanie najlepsza rzecz. Trzeba Wam wiedzieć, że koszulki z ogarem to nie jest coś powszechnego i łatwego do zdobycia.


Z GŁĘBIN SERCA ŻYCZĘ WESOŁEJ RESZTKI ŚWIĄT, 
wykorzystajcie ją godnie!

G&G

Brak komentarzy

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Obsługiwane przez usługę Blogger.